Transakcje łańcuchowe polegają na tym, że jeden towar sprzedawany jest przez minimum trzy podmioty, przy czym transport towaru odbywa się bezpośrednio między pierwszym a ostatnim uczestnikiem łańcucha. Rozliczenia VAT w międzynarodowych transakcjach łańcuchowych to od lat prawdziwa zmora. Clue programu polega na rozpoznaniu, która (i tylko jedna jedyna) dostawa w łańcuchu podlega 0% stawce VAT. Rozwikłaniu tej zagadki nie sprzyjają jednak ani niejednoznaczne przepisy, ani odwoływanie się do reguł niepodatkowych (organizacja transportu, Incoterms) a już zwłaszcza labilna i rygorystyczna praktyka organów podatkowych.

Jeden z podatników miał wręcz wyjątkowego pecha w związku z udziałem w takiej właśnie transakcji.

Stan faktyczny

Podatnik (nazwijmy go dla uproszczenia i wskazania miejsca w szeregu „B”) uczestniczył w łańcuchu dostaw, w ramach którego nabywał towar od swojego dostawcy (zatem „A”) i odsprzedawał go dalej podmiotom z siedzibą w innych krajach UE (nazwijmy je zbiorczo „C”). Rozliczenie VAT dokonywane było w ten sposób, że „A” wystawiał na „B” fakturę dokumentującą dostawę towarów na terenie kraju (z 23% VAT), zaś „B” uznawał, że jest autorem WDT (stosował więc stawkę 0% VAT). Tego typu układ sprawiał, że „B” odliczał podatek naliczony i nie płacił zarazem podatku należnego (był więc na pozycji zwrotowej). A to często recepta na szczególne zainteresowanie ze strony organów.

Organ podatkowy przyszedł więc do „B” i ujmując rzecz w skrócie stwierdził, że rozliczenia VAT powinny wyglądać… zupełnie odwrotnie. Tj., „A” (odpowiedzialny za organizację transportu) dokonuje WDT opodatkowane 0% stawką VAT. W konsekwencji, „B” dokonuje dostawy lokalnej w kraju przeznaczenia.

Pierwszym skutkiem takiej konstatacji jest dla „B” brak prawa do odliczenia VAT naliczonego z faktur od „A”. To jednak nie koniec „atrakcji”. Organ uznał bowiem, że „B” powinien jeszcze rozliczyć… wewnątrzwspólnotowe nabycie towaru w Polsce. Wszystko dlatego, że na potrzeby danej transakcji posłużył się polskim numerem VAT. A zgodnie z art. 25 ust. 2 ustawy z 11.03. 2004 r. o podatku od towarów i usług (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 106 ze zm., dalej: VATU, w przypadku gdy nabywca przy wewnątrzwspólnotowym nabyciu towarów podał numer przyznany mu przez dane państwo członkowskie dla celów transakcji wewnątrzwspólnotowych inne niż państwo członkowskie, na którym towary znajdują się w momencie zakończenia ich wysyłki lub transportu, wewnątrzwspólnotowe nabycie towarów uznaje się za dokonane również na terytorium tego państwa członkowskiego.

Teoretycznie, nic w tym jeszcze dla podatnika złego, skoro WNT jest co do zasady neutralne. Zgodnie jednak z art. 88 ust. 6 VATU, w sytuacji gdy towary w momencie zakończenia ich wysyłki lub transportu znajdują się na terytorium państwa członkowskiego innym niż terytorium kraju, podatnikowi nie przysługuje prawo do odliczenia podatku naliczonego.

Innymi słowy, podatnik musi więc po pierwsze oddać fiskusowi 23% VAT niesłusznie odliczonego po to tylko, aby następnie wpłacić mu jeszcze… kolejne 23% VAT z tytułu tzw. sankcyjnego WNT. W efekcie „46% stawka VAT”, będąca jakkolwiek zabiegiem publicystycznym, staje się faktem. WSA w Warszawie w wyroku z 16.5.2017 r., sygn. III SA/Wa 3064/15 przychylił się do stanowiska fiskusa.

NSA postanowieniem z 30.6.2020 r. postanowił zapytać się TSUE, czy można stosować tak dotkliwą sankcję w przypadku, gdy WNT zostało opodatkowane na terytorium państwa członkowskiego zakończenia wysyłki a działanie podatnika nie wiązało się z żadnym oszustwem podatkowym, lecz było wynikiem błędnego rozpoznania dostaw w transakcjach łańcuchowych.

Omawiana sprawa jest wielowątkowa. Sprowadza się do ustalenia, czy na podatnika można zrzucić wszelkie egipskie plagi nawet w sytuacji, w której nie dopuszcza się on świadomego oszustwa a jest raczej ofiarą wyjątkowo niejednoznacznych przepisów odnośnie transakcji łańcuchowych. Przepisów, które na moment sprawy nie wynikały w żadnym stopniu z norm unijnych (a jedynie z kilku de facto wyroków samego TSUE). Trybunał będzie więc rozstrzygał trochę też o tym, czy podatnicy mogą ponosić bardzo negatywne konsekwencje w związku z… dość wąsko przeszczepionymi zasadami wynikającymi z wyroków samego TSUE do krajowego prawodawstwa.

To będzie poznawczo ciekawe, ale odłóżmy na bok filozofowanie. Literalne brzmienie przepisów art. 22 ust. 5 VATU faktycznie nie sprzyja podatnikom uczestniczącym w łańcuchu dostaw. Możliwość uniknięcia sankcyjnego opodatkowania WNT dotyczyć może jedynie sytuacji, w której to sam podatnik udowodni, że opodatkował WNT w innym niż Polska kraju. A w łańcuchu dostaw to niemożliwe, skoro potencjalne WNT rozpoznaje kontrahent podatnika-nieszczęśnika.

Czy jednak to wszystko jest sprawiedliwe? Są co do tego uzasadnione wątpliwości zwłaszcza, że reguły rozliczania VAT w transakcjach łańcuchowych są niejasne. Zmiana przepisów od 1.7.2020 r. niespecjalnie ratuje sytuację. Aby bowiem ustalić status podmiotu pośredniczącego w rozumieniu art. 22 ust. 2d VATU, nadal trzeba ustalać kto wysyła lub transportuje towar (a to jak się wydaje przede wszystkim zawiodło w opisywanej sprawie). Wniosek – w transakcjach łańcuchowych nadal lepiej zapobiegać, niż leczyć. Recepta może być bowiem wystawiona ze stawką 46% VAT i to nie jest science fiction, to rzeczywistość.