Sytuacja wokół Trybunału Konstytucyjnego sprawiła, że odżył spór o kompetencje sądów powszechnych i administracyjnych do orzekania o niezgodności z konstytucją aktów normatywnych.

W sporze tym swojego czasu wygrał TK. Sąd w razie stwierdzenia niezgodności regulacji ustawowych z konstytucją musi wystąpić z pytaniem prawnym do Trybunału (art. 193 Konstytucji RP), bo nie ma kompetencji do orzekania o niezgodności ustaw z konstytucją. Domniemanie zgodności ustawy z konstytucją może być obalone tylko wyrokiem TK, a związanie sędziego ustawą, przewidziane w art. 178 ust. 1 Konstytucji RP, obowiązuje dopóty, dopóki ustawie przysługuje moc obowiązująca.

Skuteczna tama

SN przyjął, że sąd nie może uprawnień do orzekania o niezgodności przepisu z konstytucją wywodzić z art. 178 Konstytucji RP. Przepis ten nie określa bowiem kompetencji sądu jako organu, lecz wyznacza zakres niezawisłości sędziów przy sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości. Przy odmiennej wykładni istniałoby realne prawdopodobieństwo różnych stanowisk w kwestii obowiązywania danego przepisu, a także możliwość wydania odmiennych orzeczeń w tej sprawie przez sądy i TK. To niewątpliwie osłabiłoby zaufanie obywatela do prawa i organów powołanych do jego stosowania.

Zaistniały spór w istocie był sporem o pierwszeństwo i monopol na kontrolę badania niezgodności przepisów z konstytucją w obrębie władzy sądowniczej. Trybunał powoływał się głównie na normy uprawniające go do kontroli hierarchicznej zgodności norm (art. 190 ust. 1 konstytucji).

SN, broniąc niejako resztek swojej kompetencji w 2009 r. w słynnej uchwale siedmiu sędziów SN w sprawie III PZP 2/09, uznał, że orzeczenie Trybunału stwierdzające w sentencji niezgodność z konstytucją określonej wykładni aktu normatywnego, które nie powoduje utraty mocy obowiązującej przepisu, nie stanowi podstawy do wznowienia postępowania przewidzianej w art. 4011 kodeksu postępowania cywilnego.

Wykładnia przepisów prawa należy przede wszystkim do sądów osądzających konkretne sprawy i dopóki nie istnieją normy wyłączające lub ograniczające korzystanie w tym celu z władzy sędziowskiej, dopóty żaden inny organ nie może narzucać sądom swojej interpretacji jako jedynie wiążącej (chodziło konkretnie o TK). Sądy powszechne oraz SN są bezwzględnie związane tylko takim konstytucyjnym orzeczeniem Trybunału, które trwale eliminuje zakwestionowane przepisy z obowiązującego w RP systemu prawnego, tj. orzeczeniem o utracie mocy obowiązującej przepisu uznanego za niezgodny z konstytucją (art. 190 ust. 1 konstytucji).

SN stanął na stanowisku, że sądy powszechne nie są związane tzw. wyrokami interpretacyjnymi TK. Uznał, że związanie wykładnią zawartą w sentencji orzeczenia interpretacyjnego TK może godzić w konstytucyjną zasadę, że sędziowie w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko konstytucji oraz ustawom (art. 178 ust. 1 konstytucji).

Wówczas to tak istotne argumenty na rzecz jednolitości orzecznictwa i zaufania obywateli do sądów zeszły na dalszy plan. Decydujące w opinii SN były kompetencje. Jego zdaniem TK nie ma uprawnień do wypełniania luk normatywnych bądź usuwania innych niespójności systemu prawnego, te bowiem wady lub braki może eliminować tylko ustawodawca, któremu Trybunał zasygnalizował określoną wadliwość legislacyjną. Przyznanie TK takich kompetencji oznaczałoby pogwałcenie zasady trójpodziału władzy i naruszałoby konstytucyjną równowagę między organami władzy ustawodawczej, wykonawczej oraz sądowniczej.

W sporze o pierwszeństwo zabrakło wzajemnego zaufania, a nade wszystko kierowania się przy wykładni norm kompetencyjnych kryterium efektywności udzielanej ochrony prawnej. Zarówno bowiem Trybunał, wypowiadając się o konstytucyjnej kontroli rozproszonej, jak i SN, odnosząc się do kwestii wyroków interpretacyjnych nadały zbytnie znaczenie prymatowi wykładni norm kompetencyjnych. Zabrakło pogłębionej refleksji o ich funkcji i celu oraz praktycznych skutkach tych orzeczeń. Co więcej, stanowiska te były wewnętrznie sprzeczne, bo z jednej strony podnoszone były argumenty groźby anarchii, tj. wydawania odmiennych orzeczeń w tej sprawie przez sądy i TK, a z drugiej akceptowano, że sądy powszechne nie były związane wyrokami interpretacyjnymi TK.

Niewiele zmieniło faktyczne zamrożenie TK w 2015 r. Sąd Najwyższy w marcu 2016 r. w sprawie III CZP 102/15 odmówił odpowiedzi na pytanie prawne sądu dotyczące niezgodności instytucji e-protokołu z konstytucją mimo faktycznego paraliżu Trybunału. Stwierdził, że pytanie powinno być skierowane do Trybunału. Oceny zgodności z konstytucją norm prawnych dokonuje TK, a nie SN lub sądy powszechne. Założenie to obowiązuje dopóty, dopóki Trybunał jest władny wypełniać swoje funkcje ustrojowe. SN nie odniósł się do ówczesnej sytuacji faktycznej i sporu, który już od ponad pół roku narastał wokół TK, a skutkował paraliżem tego organu. Nie dostrzegł, że konflikt wokół Trybunału będzie narastać do tego stopnia, że za kilka miesięcy kontrola rozproszona konstytucji nie będzie już kwestią jurydyczną, ale polityczną.

Niemniej już wówczas w doktrynie pojawiły się pierwsze ważne głosy konstytucjonalistów, że zakłócenie funkcjonowania TK otwiera sądom drogę do samodzielnej kontroli konstytucyjności ustaw. W orzecznictwie nie postawiono jednak kropki nad „i”. Teoretycznie sądy mogły zadać pytanie Trybunałowi, ale praktycznie uzyskanie odpowiedzi w rozsądnym terminie było nieprzewidywalne i obarczone dużym ryzykiem niepewności. Można również było przewidywać, że spór wokół TK będzie się wzmagać. Nade wszystko po raz kolejny zabrakło przy wykładni norm kompetencyjnych racjonalności i zastosowania kryterium efektywności.

Znów zwyciężył spór o zasadę, spór o legitymację, o pierwszeństwo, a nie gwarancja efektywnej ochrony prawnej.

Bilans sporu o monopol

W sporze o pierwszeństwo w obrębie władzy sądowniczej w istocie zupełnie zabrakło uwzględnienia perspektywy zwykłego obywatela. Trybunał i sądy walczyły o monopol władzy, zupełnie zatracając perspektywę efektywności ochrony prawnej. To nie kryterium kompetencyjne powinno być wiodące, lecz kryterium efektywnej ochrony prawnej udzielanej w postępowaniu sądowym jednostce.

Przy analizie tych norm kompetencyjnych decydujące znaczenie powinna mieć niewątpliwie wykładnia celowościowa art. 8 ust. 2 konstytucji, jako że sądy i trybunały łącznie powinny odpowiadać za zagwarantowanie obywatelom prawa do rzetelnego postępowania (art. 45 ust. 1 konstytucji). W konsekwencji, rozstrzygając wówczas te spory, zarówno TK, jak i SN powinny się zastanowić, które postępowanie pozwoli zapewnić obywatelom efektywną ochronę ich praw. Mnożenie postępowań sądowych, niekończące się procedury, wzajemne podważanie swych kompetencji były dla obywateli niczym droga wiodąca przez puszczę.

Poza tym procedura rozpoznawania pytań prawnych przed TK była jeszcze przed kryzysem konstytucyjnym bardzo krytykowana jako przewlekła i wstrzymująca czasem na kilka lat bieg głównego postępowania sądowego. Dodać też należy, że TK skutecznie „zniechęcał” sądy do zadawania pytań, restrykcyjnymi wymaganiami dotyczącymi formułowania pytań w rozumieniu art. 193 konstytucji. Wiele postępowań kończyło się umorzeniem.

Odpowiedzialność elit

Można oczywiście krytykować dziś polityków i obarczać ich całą odpowiedzialnością za kryzys. Niemniej to sędziowie wykazali się wyjątkową krótkowzrocznością i nie chcieli dostrzec, że spór wokół Trybunału będzie eskalował. Również sędziowie TK mimo powagi sytuacji nie wypowiedzieli się otwarcie w orzecznictwie za stosowaniem konstytucyjnej kontroli rozproszonej przez sądy powszechne.

Oderwijmy się od wysublimowanych rozważań interpretacyjnych, norm kompetencyjnych, wyroków nieistniejących. Wydaje się, że w końcu nastał moment na odważną interpretację sądów i otwarcie drogi do samodzielnej kontroli konstytucyjności ustaw. Dopuszczalność stwierdzania przez sądy niezgodności ustaw z konstytucją może przyczynić się do efektywnej ochrony praw obywateli. W rezultacie gwarancyjny charakter praw zapisanych w konstytucji ma szansę się wzmocnić. Niebezpieczeństwo rozbieżności istnieje w każdym systemie. Wartość jednolitości orzecznictwa nie ma jednak charakteru absolutnego, a w orzecznictwie sądów powszechnych wypracowane zostały przecież skuteczne mechanizmy ujednolicania orzecznictwa.

Sędziowie zaś zgodnie z art. 178 ust. 1 konstytucji w sprawowaniu swego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko jej oraz ustawom. Zgodnie z art. 8 ust. 2 konstytucji jej przepisy stosuje się bezpośrednio, chyba że sama stanowi inaczej. Obowiązkiem sędziego jest wywieść na podstawie prawa sprawiedliwe rozstrzygnięcie, poszukiwać syntezy między ius i lex. Zastosowanie oczywiście niesprawiedliwego, zbrodniczego prawa, nawet usankcjonowanego mocą wiążącą wykładni najwyższych wyroków konstytucyjnych i wspartych autorytetem uchwał sądów najwyższych, nie oczyści sumienia sędziego. Dlatego też apeluję do sędziów, aby w końcu zwyciężył rozsądek.

Autorka jest sędzią Sądu Okręgowego w Warszawie.