O Łukaszu Piebiaku, który odszedł w niesławie z resortu sprawiedliwości w wyniku afery hejterskiej, można powiedzieć wiele złego, ale jedno trzeba mu oddać. Dobrze zdiagnozował jedną z wielu chorób (moim zdaniem kluczową), jakie toczą wymiar sprawiedliwości – system doręczeń. Możecie się Państwo śmiać, ale uważam, że o wiele większy sens niż reformowanie sądów miałoby zreformowanie poczty. Chwała więc Piebiakowi za to, że w ramach reformy procedury cywilnej z uporem dążył do wypracowania mechanizmu zapewniającego, że strona postępowania otrzyma pismo z sądu, a nie że zostanie ono uznane za doręczone w wyniku podwójnego awizowania. Gdyby ludzie odbierali na czas pisma, to z braku tematów Elżbieta Jaworowicz musiałaby przejść do telewizji śniadaniowej. Ten stan rzeczy ma dwie przyczyny – przekonanie, że jak Kowalski nie odbierze pisma, to problemy go nie znajdą, i fatalne funkcjonowanie poczty. Na obszarach wiejskich placówki pocztowe działają w takich godzinach, w których normalny pracujący człowiek nie jest w stanie odebrać awizowanej przesyłki.